wtorek, 26 marca 2013

strajk

Jak powszechnie wiadomo kawa i papieros z samego rana poprawiają humor po ciężkiej nocy. Niestety nie dziś. Robię już trzecią rundkę między kuchnią, czajnikiem i popielniczką i nic z tego. I nie mogę się wyprostować, moje plecy strajkują. Oh man :(

środa, 6 marca 2013

lecę

No to jadę. To znaczy lecę. I (raczej) nie będę blogowała przez najbliższy tydzień. Ale kto wie ;)

piątek, 1 marca 2013

chyba dożyję

Tak, to znowu ja i znowu będę się żalić, więc żeby nie było, że nie ostrzegałam. ;-)

Ostatnią noc przespałam w miarę dobrze, choć nadal jestem w dołku psychicznym. Dzień spędziłam w domowych dresikach na kanapie, przed komputerem. Chwilami nawet nie myślałam już o pracy, zamówiłam sobie nawet jakieś ciuchy online, na poprawę humoru (no typowa baba ze mnie).
Mąż wrócił z pracy i wręczył mi kopertę mówiąc "coś tu do ciebie przyszło". Otworzyłam, patrzę szpital w Luton. Czyli znowu coś w związku z moją operacją (której mi odmówili w grudniu, nie pamiętam czy o tym pisałam, czy nie).
Czytam, czytam i nie do końca rozumiem, wygląda to jak list lekarza ze szpitala do mojej lekarki w przychodni. List zaniepokojonego lekarza. List brzmiący dość dziwnie i ostro. Dlaczego więc przyszedł do mnie? Czy muszę go teraz zanieść do przychodni?
Chodzi o moje wyniki. Bardzo złe. Poziom czegoś wynosi ponad 89 a norma jest między 5-7. Wnioskuję, że chodzi o glukozę i czynność trzustki. Czytam dalej. Trzęsą mi się już łapy. To znaczy, że co się ze mną dzieje? Umieram już? Wysiada mi trzustka? W liście piszą coś o natychmiastowej konsultacji z lekarzem, hospitalizacji, podniesieniu insuliny i tabletek, oskarżają moją lekarkę o nie przeprowadzenie jakiś tam badań i nakazują zrobienie próby czegoś. Nie bardzo rozumiem ten bełkot i jakieś znaczki, literki, skróty i cyferki. Ale słabo mi i czuję, jak para wylatuje mi uszami. Odkładam list, odmawiam pokazania go mężowi, gdy pyta o co chodzi. Mówię, że to nic ważnego. Skręca mnie od środka, zapalam papierosa, upewniam się, że bilet do Polski jest zabukowany, dzwonię do ojca przypomnieć, aby odebrał mnie z lotniska. Nie mam siły zmierzyć się z tym tematem. Chyba dożyję do powrotu, nie?