piątek, 30 listopada 2012

szkoleniowe atrakcje

Szkolenie w Northampton było chyba najnudniejszym i jednocześnie najtrudniejszym, na jakim byłam. Okazało się, że szkolić nas z moving and handling nie będą, za to zaplanowali dla nas sześć egzaminów, których nie zaliczenie spowoduje automatycznie wycofanie oferty pracy. Musiałam obejrzeć kilka filmów z lat osiemdziesiątych z zakresu health and safety, a po każdym dziale był egzamin, niestety dość mocno wykraczający po za zagadnienia z filmów i bazujący na naszym (uczestników) wcześniejszym doświadczeniu zawodowym. Niestety w grupie znalazło się kilka osób, które nigdy nie pracowały w niepublicznej służbie zdrowia i połowę testów zawaliły. Auć.

Dostałam kanapki na lunch, co 1.5 godziny wychodziłam sobie na papierosa a na koniec czekałam 2 godziny na transport, który okazał się być samochodem pełnym rehabilitantów i pacjentów. Godzina drogi w niezapomnianym towarzystwie!
Co do czekania - kazali nam (mi  i dwóm koleżankom z Bedford) poczekać w salonie, między pacjentami oglądającymi telewizję. Najpierw przyszedł ciemnoskóry facet z potwornymi bliznami na głowie (wnioskuję dość paskudny wypadek i uraz głowy), który mówił  bardzo niewyraźnie, za to bardzo wyraźnie irytował się kiedy kazałam mu powtórzyć co powiedział. Trzymał mnie za rękę, obejmował, czyścił moje spodnie, czesał moje włosy i koniecznie chciał zaprowadzić mnie do swojego pokoju. Stanowczo odmówiłam, ale na próżno szukałam wzrokiem pracownika, który mógł mnie uwolnić z uścisków nachalnego pana. Na szczęście facet okazał się nieszkodliwy i chciał po prostu spędzić z dziewczynami trochę czasu. Pozwoliłam mu zająć moje miejsce a sama ewakuowałam się na drugi koniec kanapy. Moja koleżanka (która znalazła się w tym momencie bezpośrednio obok tegoż pana) posłała mi tylko mordercze spojrzenie, ale je zignorowałam :) A uroczy nachalny pan był wprost wniebowzięty!
Następnie odezwał się do nas znienacka facet siedzący na kanapie po przeciwnej stronie pokoju. Trzymał w ręku puszkę jakiegoś napoju i nerwowo stukał palcami w obicie kanapy. Zapytał kim jesteśmy i co tu robimy. Zgodnie z prawdą odpowiedziałyśmy, że jesteśmy tu na szkoleniu i przyjechałyśmy z Bedford. Facet zapytał, czy są tam jeszcze jakieś miejsca. My na to, że chyba już niestety nie rekrutują.. ale zawsze może zapytać naszej przełożonej. A on na to, że tak na pewno zrobi, bo tu (w Northampton) jest okropnie i z chęcią by się przeniósł. Potem zaczął zachowywać się bardzo dziwnie i mówić jeszcze dziwniejsze rzeczy, aż po chwili zrozumiałyśmy, że ów facet jest pacjentem, a nie pracownikiem... Bardzo szybko ulotniłyśmy się z pokoju niewątpliwej rozrywki i postanowiłyśmy pozamarzać w spokoju na zewnątrz. Nie trwało to dlugo, bo temperatura spadła wyraźnie poniżej -5 stopni i musiałyśmy wrócić do budynku, ale wybrałyśmy drugi salon, który wydał nam się bezpieczniejszym miejscem na przeczekanie.

W końcu dotarłam do domu, skostniała z zimna i wymęczona jak nigdy. Wszystkie egzaminy zdałam, a w poniedziałek ruszam na kolejne szkolenie (induction), tym razem już w Bedford, w miejscu docelowym. Ufff.

Okazuje się, że praca w tak zwanym brain injury rehabilitation unit będzie dla mnie prawdziwym wyzwaniem... zaczynam się stresować, serio.

czwartek, 29 listopada 2012

przeprowadzka

Kolejna przeprowadzka, tym razem blogowa. Niestety serwis wordpress znudził mnie i wkurzył tym, że wszelkie zmiany wizualne w szacie graficznej bloga są płatne, podobnie jak wszystkie inne fajne opcje. A że co jakiś czas odczuwam potrzebę zmian i własnoręcznego ingerowania w bebechy bloga, cóż, teraz jestem tu,a nie tam. Trochę szkoda, fakt, bo kawał historii tam zostawiam, ale blogspot wydaje się nieco bardziej przystępnym i przyjaznym serwisem. Obym nie zmieniła szybko zdania.. Trochę potrwa, zanim wszystko doprowadzę do porządku, proszę więc o cierpliwość i zmianę mojego adresu w swoich linkach. Pozdrawiam,
chwilowa
(czasem irytacja)