sobota, 4 maja 2013

hello May!

Przypomniały mi się czasy, kiedy jeszcze mieszkałam w Holandii. Było to prawie dziesięć lat temu i wydawało mi się, że mogę wszystko i wszystko było przede mną.
Byłam młodsza, nie mogłam się wprost doczekać weekendu. Umawiałam się z koleżankami, zakładałam kolorowe rajstopy, spódniczkę i najbardziej wydekoltowaną bluzkę, jaką można sobie wyobrazić. Jechałyśmy do Utrechtu rowerami, spędzałyśmy dziką noc w nocnych klubach i pubach, całowałyśmy chłopców i piłyśmy złota tequilę. Nad ranem przechadzałyśmy się brzegiem Keulsekade, piłyśmy kawę i powoli wracałyśmy do Zeist.
Dziś wolny weekend mam tylko raz w miesiącu i wyczekuję tych dwóch dni tylko po to, aby w końcu się wyspać, wyłączyć alarm w telefonie i przeleżeć cały dzień na kanapie, w starym powyciąganym podkoszulku,  ze szklanką mrożonej herbaty, laptopem i paczką papierosów. I jestem tym nieziemsko podekscytowana!

1 komentarz:

  1. Taaak, kiedyś tyle się robiło w wolnym czasie... teraz marzy się tylko o nicnierobieniu :)

    OdpowiedzUsuń