poniedziałek, 25 lutego 2013

plus czy minus?

Do pracy, zgodnie z planem nie poszłam. Jak się okazało nie tylko ja "zachorowałam", bo Tina też nie pojawiła się dziś w pracy, o czym dowiedziałam się dzwoniąc po 10, żeby zgodnie z regulaminem poinformować pracodawcę, czy będę jutro, czy nie.
Jestem w sumie zadowolona, bo nie musiałam nic wyjaśniać przez telefon.
Kiedy wczoraj stawałam na głowie, żeby zamienić się z kimś na zmiany - odmówili mi wszyscy. Chciałam być fair, poinformowałam moją team leaderkę, że jutro mnie nie będzie, że chcę się zamienić, załatwić zastępstwo, cokolwiek. Odmówili mi wszyscy. Więc kiedy dziś, o godzinie 20.30 zadzwonili do mnie z pracy z prośbą, abym przyszła na nockę - odmówiłam. Dzwonili dwa razy i dwa razy odmówiłam. Mogłam iść, czemu nie. Ale jestem wredna i nie pójdę. 

Rano zadzwoniłam też do przychodni zapytać, czy na jutro rano mają jakieś wolne miejsca do pielęgniarki, ale i tym razem miałam szczęście, bo okazało się, że dziś po 18 mogę zobaczyć się z moją lekarką. W międzyczasie zrobiłam sobie filmowy seans, ucięłam sobie popołudniową drzemkę, wzięłam kąpiel. Zrobiłam wszystko, co zrobić mogłam byle tylko trochę odetchnąć i odpocząć od wszystkiego i od wszystkich. Czuję się już lepiej, ale bez rewelacji. Sąsiedzi na dole postanowili bowiem zaznajomić mnie ze swoją muzyką... i słucham jej od sześciu godzin...

Jutro małżonek ma rozmowę o pracę w mojej firmie, aplikował za moją namową na nocki, więc jeśli tylko dostanie tę pracę wyprowadzamy się z mojego ukochanego mieszkania do jakiegoś małego domku bliżej mojej pracy. Bez sąsiadów pod nami, nad nami, najlepiej na środku pustyni.. Trochę mi żal tego pięknego mieszkania, ale już nie mogę wytrzymać z tymi wariatami. Niestety skargi do ich agencji pomogły tylko na chwilę.

Jutro popołudniowa zmiana, będę pracowała z pacjentem, z którym w ubiegłym tygodniu byłam u lekarza i musiałam przekazać mu informację o tym, że prawdopodobnie ma HIV. Niesamowicie smutna i rozdzierająca nowina, zwłaszcza dla kogoś, kto ma kłopoty z wyrażaniem siebie i swoich emocji, tak jak on. Młody facet, całe życie przed nim. Zdawało się, że robi takie postępy. Staram się go rozweselić, zająć czymś innym, bo oczekiwanie na wyniki testów krwi to co najmniej dwa tygodnie. Denerwujemy się wszyscy chyba tak samo mocno, jak on.
Zaczęłam myśleć o tym, co by było gdybym to była ja. I wiecie co? Nie umiem sobie tego nawet wyobrazić. A czy wy robiliście sobie kiedyś testy na HIV? A może jesteście stuprocentowo pewni, że was ten temat nie dotyczy? ...

3 komentarze:

  1. Chyba nikt nigdy nie może być pewny, że temat HIV go nie dotyczy. Ja się badałam kiedyś. Wracaj do zdrowia, sąsiadów olej i włączaj im swoją muzykę. A na rozmowie o pracę życzę mężowi powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja osobiście nigdy badań na hiv nie robiłam, ale przyznam, że zaczęłam się teraz nad tym zastanawiać. Niby procedury health&safety zawsze przestrzegam w pracy, ryzyko zarażenia się jest minimalne, ale jednak..
      Zawsze zwracałam uwagę, czy przy pobieraniu krwi igły są wyjmowane ze sterylnych opakowań, czy pielęgniarka ma na sobie rękawiczki (co niestety w uk nie jest obowiązkiem), kiedy miałam zadrapania czy rany na rekach zawsze je zakrywałam plastrami i rękawiczkami.. a jednak. jednak zasiało to we mnie ziarnko niepewności. Ale to chyba normalne :-)

      Na sąsiadów moja muzyka nie działa, wczoraj kiedy to zrobiłam skutek okazał się odwrotny do zamierzonego - oni podgłośnili swoją muzykę jeszcze bardziej. Naprawdę liczę na to, że małżonek dostanie tę pracę, domowy budżet się wzmocni i szybko się stąd wyprowadzimy.

      Usuń
  2. Bardzo fajnie czyta się Twojego bloga..:)więc nie rezygnuj z pisania..:)Zdrowia zyczę:)

    OdpowiedzUsuń